Autor:
Kowalump9
E-mail:
kowalump9@tlen.pl

Menu
Recenzje
Felietony
Historie
Podcasty
Download

Recenzja: Band Hero

band hero okładka

band hero okładka

Wiadomości, że dostanę do recenzji Band Hero towarzyszył ograniczony entuzjazm, a pojawiające się na początku przygody uczucie deja vu nie dawało mi spokoju. Po kilku godzinach spędzonych z grą Activision wpadłem na pewien pomysł - zapoznam się z recenzją Guitar Hero 5 autorstwa naszego Macia. I do teraz żałuję, że to zrobiłem - w zasadzie niewiele można do niej dodać. Dostaliśmy kalkę. Jak to jednak w przypadku ksera bywa, nie wszystko się dobrze odbiło.

DO YOU REALLY WANT TO HURT ME?

Właśnie ten wspaniały kawałek Culture Club i samego Boy George'a przywitał mnie na początku. Cudownie, przecież słuchałem go tysiące razy i bardzo mi się podoba, nie wspominając zresztą o teledysku:



Szkoda tylko, że nijak się to ma do charakteru dotychczasowych gier, gdzie pierwsze skrzypce grała gitara (szalona gra słów, nie?). Z tym już na początku trzeba się pogodzić. W Band Hero nie będziemy rockmanami posiadającymi miliony grouppies na całym świecie. Owszem, znajdzie się miejsce na Rolling Stones (Honky Tonk Woman) czy Maroon 5 (She will be loved - dobra, wiem, to nie prawdziwy rockman), ale poza tym zagramy np. Spice Girls. Któż nie pamięta hitu dyskotek z podstawówki, Wannabe?
Chciałbym napisać, że wszystkie utwory z gry to takie, które "znamy doskonale", ale i ten klucz nie jest trafny. Część jest bowiem zupełnie anonimowa i trafia zupełnie do nikogo (testowałem zarówno na własnych rodzicach po 50-tce, jak i 2-letnim synu).

CHWILA PRZERWY

Pomimo wstępu nie mógłbym nie napisać choćby jednego akapitu o technikaliach i systemie zabawy. Ten jest identyczny jak w Guitar Hero 5. Dosłownie, nie ma tutaj absolutnie nic nowego - mamy Party Play na imprezy, mamy możliwość grania na kilku tych samych instrumentach, mamy te same wieloosobowe zagrywki z fajerwerkami, mamy bliźniaczy tryb kariery, mamy gwiazdki za dodatkowe osiągnięcia w trakcie grania... Jeśli chcecie na ten temat więcej szczegółów, lepiej sięgnijcie jednak po tę reckę Macia - nic lepiej niż ona tego nie wytłumaczy.

O oprawie już miało nie być, ale niech będzie - jest, szok, taka sama jak w Guitar Hero 5, tylko bardziej kolorowa i kiczowata. Ot, urok popowych hitów wstawionych zamiast rockowych szlagierów.

SUGAR, WE'RE GOIN' DOWN

Dobrze, że Activision pozwoliło chociaż na import 61 piosenek do GH5 (odwrotnie 69), co nadaje odrobinę sensu zakupowi, jeśli chcemy grę zaraz odsprzedać.

Tym tytułem chciano jednak zaprosić do zabawy całe rzesze osób, dla których fajniejsze niż rzępolenie na strunach jest granie partii fortepianowych lub trąbkowych (serio, Kung Fu Fighting czy wcześniej wspomniane Wannabe serwuje takie wspaniałości). Trudno jednak uznać, aby się jakoś szczególnie udało, skoro wcale nie jest prościej (niektóre kawałki są doprawdy bezsensownie trudne), rozłożenie ścieżek jest jednym z gorszych w historii dewelopera, a kawałki dobrane są idealnie dla nikogo. Na pewno przeciętny słuchacz Radia ZET i RMF FM rozpozna więcej utworów, niż w poprzednich częściach, ale i on będzie miał chwile zastanowienia. To nie są same hiciory, Sony z Singstarem udawało się to znacznie lepiej. Wspomniana wcześniej rodzina lepiej bawiła się, gdy włączyliśmy im Rock Banda z hitami ściągniętymi via XBL. Wybacz Activision, ja tego nie kupuję. Skoro to to samo co wcześniej, tylko troszkę gorzej, to i ocena musi być odpowiednio niższa.
PS. Do recenzji otrzymaliśmy samą grę, bez nowych instrumentów.
PPS. Dla łowców Osiągnięć - to może być kuszące.