Autor:
Kowalump9
E-mail:
kowalump9@tlen.pl

Menu
Recenzje
Felietony
Historie
Podcasty
Download

Recenzja: Golden Axe: beast Rider

Fax

Kanciasty tyłek i bestie

Nie ma sensu udawać, że do Golden Axe: Beast Rider nie przyciągnęły mnie szkice ponętnej Tyris Flare, czyli głównej bohaterki tej gry. Bo faktycznie przyciągnęły. Kilka godzin kierowania dziewczyną ze zgrabnym tyłkiem i masakrowania przeciwników powinno przecież dostarczać spore pokłady grywalności. Nie bez znaczenia była też marka i nostalgiczne wspomnienia serii Golden Axe. Walka ze złem przy użyciu mieczy i dzikich bestii praktycznie nie mogła się nie udać. Niestety. Tyris Flare mnie oszukała. I wszystko mogę jej wybaczyć, ale kanciasty tyłek to już przesada.

Porwanie smoka


Golden Axe: Beast Rider to w wielu założeniach po prostu kopia przygód boskiej Nariko. I choć Heavenly Sword praktycznie doprowadził mnie do szału (z powodu kilku błędów), to nigdy nie podważałem cudownej oprawy graficznej tej pozycji. Nariko to prawdziwa bogini, a jej animacje zasługują na podziw. Natomiast Tyris Flare prezentuje się żenująco. Marzenie o zgrabnym tyłku pozostało marzeniem, bo oglądanie tej postaci w ruchu czy walce to tortury. Zresztą, nawet gdy stoi w miejscu, niczym nie zachwyca, ale chociaż aż tak bardzo nie odstrasza. Naszą sympatyczną bohaterkę poznajemy, gdy ma przejść mistyczny rytuał, który przeprowadzają jej nie mniej mistyczne siostry. W skrócie wygląda to tak, że nadlatuje smok, który ogrzewa Tyris swoim ognistym oddechem. Moc, którą uzyska Flare, ma pomóc jej w walce z enigmatycznym Death Adderem i jego armią. Mamy więc standardową fabułę o ratowaniu świata. Niestety, imprezę przerywa pojawienie się złych, którzy nokautują dziewczynę i porywają smoka. Nie wiem, jak Wam, ale mi w tym momencie coś przestało pasować w tej historyjce. Olbrzymia bestia nie mogła sobie poradzić z kilkoma przeciwnikami, którym chwilę później odcinamy głowy. Oczywiście, Tyris przeżyła masakrę i rozpoczyna krwawy marsz, w którym wzoruje się właśnie na Heavenly Sword.



Tyris ma plakaty z Nariko w pokoju


System walki bazuje na blokach i unikach. Standardowe cięcia i uderzenia zupełnie się nie sprawdzają. Możemy tak tłuc i tłuc, a przeciwnik nadal będzie stał na nogach. Musimy wyczekać na atak wroga i w odpowiednim momencie uniknąć ciosu oraz wykonać kontrę. Wystarczy zwrócić uwagę na kolor aury, która otacza broń, by wiedzieć, czy nacisnąć blok, czy unik. Po prostu Heavenly Sword się kłania. W tamtej produkcji ten pomysł całkiem dobrze się sprawdzał (choć też miał błędy), ale w Golden Axe te założenia zupełnie się nie sprawdzają. Zazwyczaj walczymy z kilkoma przeciwnikami na raz, którzy nie zamierzają czekać aż się odwrócimy w ich stronę i zablokujemy uderzenie, więc trzeba cały czas biegać po planszy, by walczyć z jednym wrogiem na raz. Pierwszego ataku frustracji dostałem jeszcze podczas wprowadzenia (samouczek), a później już było tylko gorzej. Producent przygotował dla nas jeszcze magiczne zaklęcia, ale trzymałem je tylko na mocniejszych drani, bo niestety ich ilość nie zachwyca. W tym momencie dochodzimy do podtytułu Golden Axe, czyli fachowej dopiski Beast Rider.


Prawdziwa ze mnie bestia


Tyris podczas misji może liczyć na wsparcie tytułowych bestii. Mamy ich w sumie pięć, a pojawiają się one tylko i wyłącznie w miejscach, które wyznaczyli nam autorzy gry. Można więc zapomnieć o swobodnych przejażdżkach. Większość z nich wygląda jak wariacje na temat dinozaurów i porusza się z gracją kartonowego pudła. Pobawimy się takimi zwierzątkami, jak wielki jaszczur, który uroczo macha ogonem i pluje kulami ognia, czy dzika krowa, mająca możliwość taranowania przeciwników i strzelania (z oczu może?!) piorunami. Inna z bestii potrafi przywołać tornado (oddechem może?!), a jeszcze inna wykazuje się tytanową wytrzymałością. Z tej grupy mocno wyróżnia się gigantyczny Tyranozaur, który z łatwością zjada inne zwierzaki. I nie jest to opcjonalny atak, ale obowiązkowy, bo głodna bestia zrzuci nas z grzbietu. Zresztą nie tylko ona to potrafi. Zwyczajny piechur swoją zardzewiałą halabardą może nas również wysadzić z siodła. I robi to niezwykle często, bo nasze maskotki reagują z opóźnieniem i sterowanie nimi to prawdziwa katorga.



Zabij ich wszystkich


Poziomy to koryta lub ścieżki. Nie ma opcjonalnych dróg, cały czas jesteśmy prowadzeni za rączkę. Od czasu do czasu musimy rozwiązać prostą zagadkę, ale głównie walczymy z hordami przeciwników. I nie jest to proste zadanie. Szczególnie gdy do akcji wkraczają magowie z samonaprowadzającymi się pociskami lodu, które musimy kontrować ogniem. W praktyce oznacza to bieganie w slalomie i szalone próby uniknięcie ataków z dystansu. Bestie niewiele tu pomagają, bo bardzo szybko giną, a leczniczych mikstur jest jak na lekarstwo (dosłownie). Gra z powodu wielu niedociągnięć szybko robi się więc trudna i wymagająca, ale kto chciałby się męczyć z takim tytułem? Ja musiałem, więc mogę Was przed nim ostrzec. Nie dajcie się nabrać na śliczne szkice z Tyris. Dziewczyna co prawda z każdym poziomem zmienia ciuchy na coraz to bardziej obcisłe wdzianka, ale skoro nie zachwyca urodą, to i modna kiecka, i pasek z czaszkami jej nie pomogą.

Poprzednia generacja by to pociągnęła


Golden Axe: Beast Rider to graficzny średniak. Na tym polu nie będę tak strasznie narzekał. Po prostu widać, że to pozycja o niskim budżecie, więc producent specjalnie się nie przykładał do tego elementu. Projekty są mocno komiksowe, a ich wykonanie można... zaakceptować. Gorzej z pewną groteską i niezamierzonym humorem, który pojawia się w grze. Od pierwszego poziomu jest bardzo krwawo. Nagie dziewczyny pozbawione głów. Nagie dziewczyny wiszące na drzewach. Nagie dziewczyny przebite trzy metrową włócznią, do której przymocowano flagę. I wreszcie: spalone, nagie dziewczyny powieszone na drzewach, a wcześniej przebite trzy metrową włócznią. Ani to straszne, ani potrzebne. Podobnie jak odcinane głowy i przeciwnicy, których tniemy na plasterki. Krew zalewa ekran w żenujących fontannach czerwonej posoki. Po co to komu?



Kobiety mogą doprowadzić was do zguby


Tyris Flare miała proste zadania - kręcić tyłkiem i mordować wrogów. Niestety nie udało jej się osiągnąć zakładanych (głównie przeze mnie) celów. Gra jest nudna, trudna i wypełniona kontenerami błędów. Nic nie przyciąga do ekranów, nic nie wyróżnia tej pozycji na rynku. Naprawdę szkoda waszego czasu na Golden Axe: Beast Rider. Ja żałuję każdej godziny spędzonej z bestiami, które w niczym nie nawiązują do genialnej serii Golden Axe.